Filcowanie odkryłam jakiś czas temu i wciągnęło mnie bardzo. Mam raczej słomiany zapał, więc tym bardziej cieszę się, że tak długo mnie ta fascynacja trzyma. Z lepszym lub gorszym wynikiem udaje mi sie stworzyć różne " dzieła". Ostatnio okazało się, że moja czteroletnia córcia też chce spróbować tego co mama ( jupiiiii ). Do tej pory raczej walczyłyśmy na polu filcowym tzn. ja układałam w pocie czoła wełnę, a Weronika usiłowała mi to wszystko rozwalić :) Czasem podmuchała, czasem musnęła mi syrką, niby niechcący, a kilka dni temu zażyczyła sobie szalik. Fioletowy. Ale robiony samodzielnie. Pierwsza próba- nauka układania wyszła taka:
Kolor nie taki, więc służy za serwetkę pod akwarium.
Potem przyszła kolej na właściwy szal. Troszkę pomogłam, ale nieznacznie i efekt jest taki:
Córa niedługo bloga założy
OdpowiedzUsuńPiękne prace
Pozdrawiam
Oh, cutie!! Never too early to learn feltmaking, no?!? :) XO-
OdpowiedzUsuń